Na wstępie zaznaczę, że nie należę do ?wyznawców? Pawła Tkaczyka i nie prowadzę z nim interesów, zatem moja opinia o najnowszej książce ?Grywalizacja? jest całkiem obiektywna. Fakt, że nie zgadzam się z Pawłem co do nazwy terminu Grywalizacja, który jest pleonazmem, nie spowoduje, że zbyt krytycznie oceniłem jego pracę.
Przeczytałem książkę + suplement i przede wszystkim uważam, że to nie był stracony czas. Wręcz przeciwnie to dobra lektura, napisana w lekki sposób. Paweł sam o sobie mówi że ?zarabia na życie opowiadając historie? i to co czytałem było opowieścią na temat Grywalizacji. Opowieść, a nie książka naukowa ? to pierwsze spostrzeżenia albowiem książka jest zrozumiała i od początku czyta się ją z przyjemnością. Nie jest to ciężka praca naukowa, której celem jest czyjś doktorat, a nie krzewienie wiedzy o nowym zjawisku.
Paweł zebrał bardzo bogaty materiał na temat ludzi (zachowań, motywacji, preferencji czy biologii). Materiał ten stanowi 80-90% książki, dlatego trafniejszym tytułem byłby ?Wstęp do zrozumienia Grywalizacji?. Przez pierwsze 100 stron i częściowo w ostatnich 50 Paweł wprowadza czytelnika od zaplecza do zupełnie innego świata jakim są gry. Zebrany materiał jest tak rozległy, że nie mogłem się doczekać, aż zacznę czytać o samej Grywalizacji, ale cały czas znajdowałem rzeczy, których nie znałem i to podsycało moje zaangażowanie w dokładne czytanie. Uważam, że tak długi wstęp jest jak najbardziej uzasadniony, szczególnie przydatny dla tych, którzy uważają gry za wcielenie zła lub w najlepszym wypadku stratę czasy.
Pierwszym i najważniejszym etapem w popularyzacji trendu jakim jest gryfikacja jest bowiem wytłumaczenie części nie grającej, że gry i narkotyki to nie to samo (przynajmniej nie w 100% to samo). Dopiero, gdy osoby decyzyjne (w firmach, szkołach, urzędach itp.) to zrozumieją, wtedy będzie można zacząć wprowadzać gryfikację na szerszą skalę.
To, że na temat samego zjawiska jakim jest sama Grywalizacja, Paweł poświęcił 10-20% książki nie jest w mojej ocenie niczym złym, bo chodziło o przedstawienie koncepcji. Po przeczytaniu tej książki nie można bowiem zaprojektować systemu w swojej firmie lub szkole, ale taki cel nie przyświecał autorowi (tak zakładam). Główne przesłanie (mocno podkreślone w dodatku) to takie ? nie dajcie się oszukać jak przyjdzie do was pseudo specjalista i zaproponuje system punktowy, który nazwie grywalizacją. Bo dobry system gryfikacji opiera się na 3 Filarach (Fun, Friends, Feedback) ? Paweł rozpisuje to trochę dokładniej, ale na to samo wychodzi. Prawda jest niestety taka, że wiele firm i instytucji straci wiele pieniędzy, a wielu ?specjalistów? zarobi na tym niezłe pieniądze (no bo system nazwany ?Grywalizacja? będzie kosztował odpowiednio więcej niż system punktowy). Zatem ta książka pomoże Wam zrozumieć to co będziecie zamawiać, ale nie zrobi z Was twórców gier.
Rzecz, której moim zdaniem Paweł poświęcił za mało uwagi (a tego spodziewałem się po osobie specjalizującej się w brandingu) to dokładne opisanie różnic pomiędzy różnymi formami promocji i komunikacji marki stosowanymi masowo a gryfikacją. Paweł pisze o tym tylko w ostatnim rozdziale ?Marka jako gra?. O ile różnice i wady w obecnym systemie edukacji są wskazane bardzo wyraźnie o tyle czuję niedosyt w ocenie miejsca gryfikacji w marketingu, gdyż jego obecna praca Pawła nie jest związana z budowaniem systemu edukacji a polega na doradzaniu firmom jak poruszać się po tradycyjnych mediach. A tu trzeba jasno powiedzieć (czego nie znalazłem w książce), że gryfikacja nie jest dla każdej kategorii i każdej marki. Niektóre są skazane na tradycyjne media. A nawet jeśli jakaś marka może wejść w gryfikację, to nie oznacza to, że jest zwolniona z obecności w tradycyjnych mediach, gdyż gry są dobrowolne, a zatem nie każdy klient będzie chciał grać z markę ? część będzie z niej po prostu korzystać. Nie jest to żadna ujma dla gryfikacji, gdyż nie istnieje narzędzie w marketingu, które jest idealne dla wszystkich potencjalnych klientów. Jeśli zatem mogę apelować do Pawła o coś to apeluję o suplement, gdzie rozprawi się tą tematyką ? on zrobi to lepiej niż ktokolwiek w Polsce!
Druga rzecz, którą chciałbym poruszyć to kwestia co nazywamy, a co nie grywalizacją. Samo stwierdzenie, że proste rozdawanie punktów nie jest gryfikacją to trochę za mało. Moim zdaniem Paweł pisze miedzy wierszami, że to kwestia czasu i siły zaangażowania świadczą o tym czy to jest gryfikacja. Krótkotrwałą interakcja np. z marką, nawet jeśli ma elementy gier to za mało, aby nazwać to gryfikacja. Przykładem może być konkurs Coca Coli ze zbieraniem kapsli i zamianą ich na nagrody. Są Punkty (kapsle), są nagrody (szklanki), jest zabawa (imprezy towarzyszące), są znajomi (można się zarejestrować), są nawet jakieś zręby fabuły (ale tylko zręby) ? to czego jednak brakuje to ciągłości, levelowania się i innych elementów, które pozwolą mocno pobudzić motywatory wewnętrzne uczestników. Inny przykład to ARG ? jest super zabawa, rywalizacja, pojawia się również motywacja wewnętrzna, ale brakuje możliwości długotrwałego zaangażowanie. Dobrze byłoby tą kwestię również rozstrzygnąć zanim agencje reklamowa zaczną nazywać każdy konkurs grywalizacją, bo tak będzie to łatwiej sprzedać. Może to nie jest temat na rozdziała, ale warto uporządkować nomenklaturę, zanim się to rozmyje.
Podsumowując – Super robota Paweł! Zapraszam do księgarni🙂
A dla mnie podtytuł „Jak zastować mechanizmy gier w działaniach marketingowych” dawał nadzieję jednak na jakąś formę poradnika, „biblii” gamification. Jeszcze nie przeczytałem całej, ale jeden z początkowych rozdziałów (o social graph), chociaż ciekawy, wydaje się być nie na temat.
Zgadzam się, że jest to raczej „Wstęp do grywalizacji” niż „Grywalizacja stosowana”… A tego drugiego się spodziewałem 🙂
Mnie osobiście książka rozczarowała i to mocno.
Dobrze powiedziane, że można by ją było nazwać „wstępem” do tematu grywalizacji.
Mam wrażenie, że autor chciał książkę wydać jak najszybciej żeby „wbić” się w tę niszę na polskim rynku, zanim go ktoś ubiegnie, przez co temat potraktował bardzo pobieżnie.
Książeczka cieniutka, a co za tym idzie treści niewiele.
W necie można spotkać czasami bardziej radykalne recenzje niż moja (np.http://blog.krolartur.com/?p=704), ale Paweł jest bardzo dobrze rozpoznawalną osobą w środowisku i posiada wielu „wyznawców”. Zaznałem ich karzącej ręki, gdy próbowałem dyskutować na temat poprawności nazwy zjawiska. Książka pozwoliła zacementować przede wszystkim kwestię niepoprawnej, ale popularnej nazwy „grywalizacja”
Należy jednak przyznać, że Paweł popularyzuje to zjawisko i chwała mu za to. Wydawnictwo OnePress planuje polskie tłumaczenie książki Gamification by design – tam jest zdecydowanie więcej przykładów, a mniej wstępu:)
Dzięki za linka do tej recenzji, wyraża mniej więcej to, co sama odczułam po przeczytaniu „Grywalizacji”. Do tej pory czułam się samotna w swoim odczuciu, bo gdzie nie wejdę szukając materiałów na temat grywalizacji, tam same zachęcacze do kupna książki i pozytywne opinie. Z resztą jedną z nich się kierowałam przy zakupie.
Fajnie, że ktoś w Polsce ten temat książkowo poruszył, szkoda, że tak pobieżnie.
Tak jak Artur uważam, że jest w niej zdecydowanie za mało praktycznych przykładów.
A większość, która się pojawia przewija się w niemal każdym artykule o grywalizacji traktującym. Czyli nihil novi, a szkoda.
Ja poszukiwałam przede wszystkim informacji o mechanizmach gryfikacji w miejscu pracy, bo jestem tym tematem żywo zainteresowana. Ucieszyło mnie, że jeden z rozdziałów książki ten temat porusza, ale znowu bardzo, bardzo pobieżnie.
Na szczęście poza granicami Polski temat rozwija się dość prężnie i na angielskojęzycznych stronach można znaleźć sporo ciekawego materiału.
Co do „Gamification by design” to od jakiegoś czasu noszę się za zamiarem zakupu wersji na kindla na amazonie i chyba tak w końcu zrobię 😉